Betonoza w mieście a zielono-niebieska infrastruktura – jak uniknąć zalań i podtopień podczas intensywnych opadów?
13/04/2022
Zabetonowane skwery, wycinki drzew, niewielkie trawniki i wszechobecny asfalt – tak mniej więcej wygląda dzisiaj większość polskich miast. Zjawisko to nazywa się betonozą. Słowo doskonale oddaje charakter problemu, podkreślając chorobowe wręcz nasilenie trendu betonowania miast. Niestety, wiąże się on nie tylko z kwestią czysto estetyczną, ale również – a nawet przede wszystkim – z dużymi trudnościami dla polskich miast. Szwankuje odprowadzanie wody, czego efektem są coraz częstsze podtopienia i zalania.
Betonoza – co to znaczy?
W dyskursie naukowym, medialnym i w przestrzeni publicznej coraz częściej da się słyszeć słowo betonoza. Pojęcie wymyślone przez Jakuba Madrjasa i rozpowszechnione przez Jana Mencwela stało się symbolem zmian, które zachodzą w wielu polskich miast. Zmian na gorsze.
Trend na mówienie o betonozie w Polsce rozpoczął się w 2019 roku. Wtedy to, podczas fali letnich upałów, Mencwel zaczął publikować na Twitterze serię postów ze zdjęciami polskich rynków i przestrzeni miejskich, które w ramach źle pojętej rewitalizacji zmieniły się z zielonych skwerów w zalane betonem podwórka.
Takie działanie niesie za sobą wiele przykrych konsekwencji. Wystarczy proste badanie termometrem, by odkryć jak gwałtownie wzrasta temperatura w miejscach, w których wycięto drzewa. Latem służą one za naturalne parasole, które skutecznie chronią przed słońcem, dając nam wytchnienie w upale. Miejsca ich pozbawione stają się gorącymi placami, pustyniami, w których nie sposób wytrzymać.
Drzewa dają cień, są świetne w magazynowaniu wody, hamują przedostawanie się pyłów ulicznych do mieszkań, filtrują powietrze. A to tylko kilka z ich funkcji. Aktywiści z grupy Kraków dla Mieszkańców dokonali pomiarów temperatury na ulicach obsadzonych drzewami i tych bez drzew. Wnioski są szokujące. Miejscami wzrasta ona w miejscach niezadrzewionych nawet o 20 stopni![1]
Zalania polskich miast – skąd ten problem?
Ale problem związany z wycinką drzew to jeszcze nie wszystko. Betonoza dotyka bowiem tkanki miejskiej w szerszym kontekście. Znikają trawniki, w których miejsce pojawia się asfalt, kostka brukowa i inne nieprzepuszczające wody materiały. A to niesie za sobą poważne konsekwencje. Jednymi z nich są zalania i podtopienia związane z intensywnymi opadami deszczu.
Przykładem źle pojętej rewitalizacji, która miała miejsce w Poznaniu, jest odnowienie Rynku Łazarskiego. Nowoczesny projekt nie uwzględnił niestety roślinności, zastępując ją geometrycznymi bryłami i pojedynczymi donicami.
Zielono-niebieska infrastruktura
Betonoza miast to choroba, która dotyczy wiele z nich, utrudniając normalne funkcjonowanie mieszkańcom. Problemy pojawiają się zarówno w czasie upałów, jak i podczas intensywnych opadów deszczu. Żeby zatrzymać to zjawisko, potrzeba działań systemowych.
Jedną ze zmian, które polskie miasta powinny wprowadzać, jest inwestowanie w zielono-niebieską infrastrukturę. Opiera się ona na nowoczesnym podejściu do zmian klimatu i problemów z nimi związanych. W ramach takich prac miejscowości mają zmieniać sposób, w jaki są rozbudowywane. W miastach powinny się pojawić zielone dachy, fasady czy elementy związane ze zrównoważonym gospodarowaniem wodą.
Te rozwiązania oparte na przyrodzie (z ang. NBS, nature-based solutions) w środowiskach miejskich, mocno zurbanizowanych mogą wspierać działania proekologiczne. Z powodzeniem można umieszczać je np. wśród elementów infrastruktury drogowej, na osiedlach mieszkalnych czy biurowcach. NBS mają niwelować problemy związane z betonozą miast, wprowadzając do nich elementy niezbędne do rozsądnego zarządzania np. wodą. W ten sposób jeden element takiej infrastruktury może przyczyniać się jednocześnie do bezpiecznego gromadzenia wód opadowych, odprowadzania ich i łagodzenia efektów miejskich wysp ciepła.
Bydgoska rewolucja, czyli krok ku zrównoważonej przyszłości
Jednym z miast, które zdecydowało się na przeprowadzenie takiej zielono-niebieskiej rewolucji, jest Bydgoszcz. Włodarze miasta zdecydowali się dostosować je do zmian klimatycznych i zainwestować ponad 230 milionów złotych w rozbudowę sieci deszczowej. Realizowana jest budowa niemal 20 kilometrów kanałów deszczowych, licznych zbiorników retencyjnych oraz prawie 30 oczyszczalni ścieków deszczowych[2].
W Bydgoszczy przy ulicy Równej zamontowany został zbiornik retencyjny Hydrozone o średnicy 8000 mm, wysokości 5,4 m oraz długości wewnętrznej 17 m. Całość wykonano z wysokiej klasy betonu wodoszczelnego, a pojemność zbiornika retencyjnego wyniosła 312 m3[3].
Dzięki zmianom, które zachodzą w mieście, problem zalań i podtopień zostanie zmniejszony, a być może całkowicie wyeliminowany.
Zbiorniki retencyjne HYDROZONE pozwalają na retencjonowanie, podczyszczanie oraz wykorzystanie wód opadowych i roztopowych. Zwiększa się również możliwość bezpiecznego odprowadzania nadmiaru wody z centrów miast, co przekłada się bezpośrednio na skuteczniejsze działania przeciwpowodziowe.
To, na szczęście, już się dzieje. Coraz więcej samorządów dostrzega wagę problemu i zaczyna inwestować w elementy zielono-niebieskiej infrastruktury. A to ratuje nas przed poważnymi konsekwencjami krótkowzroczności.
[1] https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,25147571,aktywisci-z-think-tanku-gibaly-zmierzyli-temperature-piorometrem.html
[2] https://metropoliabydgoska.pl/wielka-przebudowa-bydgoskiej-kanalizacji-deszczowej-gdzie-powstana-zbiorniki-retencyjne-lista/
[3] https://ecol-unicon.com/aktualnosc/realizacja/budowa-zbiornika-retencyjnego-wody-deszczowej-ul-rownej-bydgoszczy/